poniedziałek, 3 października 2011

Tuba szkiełek. Stambuł

 
Może mieliście w dzieciństwie taki przyrząd-zabawkę, kalejdoskop się nazywał. Jedno potrząśnięcie tubą i kolorowe szkiełka układały się w symetryczną figurę. Kolejne - i już inna konfiguracja (mój egzemplarz był wadliwy, jedno szkiełko walało się luzem i czasem przesłaniało widok). Stambuł był dla mnie taką tubą z kolorowymi szkiełkami - byłam tam zaledwie moment, widziałam tylko kilka obrazków, kilka układów z udziałem zaledwie garstki elementów. Potrząsnę nią teraz trochę, potrząsnę pamięcią i postaram się je odmalować.

Dotknięcie stambulskiej ziemi - zalew malutkich drobniutkich szkiełek przyciągających uwagę (i przy okazji robiących dużo hałasu). Pierwsza figura to sznur samochodów, jeden za drugim, miasto słynie z korków, a mosty łączące część europejską i azjatycką muszą co dzień przeprowadzić miliony ludzi na drugi brzeg. Kolejna figura, w którą ułożył się szkiełka kalejdoskopu: wieża, jednak nie wieża Babel czy taka szlachetna z kości słoniowej, wieża z kartonu lub innych prymitywnych materiałów budowlanych. Tak podobno rozbudowywało się miasto: przybywała rodzina, budowała tymczasową siedzibę na wolnej przestrzeni, ta się stabilizowała, dojeżdżali więc krewni z prowincji i nadbudowywali kolejne piętro. I tak dalej.Trzask w tubę, teraz ułożyła nam się w kształt szkatułki. To struktura Pałacu Topkapi, pochodzącego z czasu Imperium Ottomanów. Wielkie pudełko, a w nim mniejsze i mniejsze, jak rosyjskie matrioszki. Bramę główną mógł przekroczyć każdy, za następną wpuszczano tylko niektórych, zaś do serca pałacu mogli dostać się tylko wybrani.

Kolorowe szkiełka zaczynają tańczyć i szaleć dopiero na Wielkim Bazarze. Wzrok tam popada w obłęd. Tureckie wielobarwne tkaniny, przyprawy w wyrazistych kolorach, nakrapiana porcelana, a przede wszystkim tony, tony biżuterii, skrzącej się na wszystkie strony, ciut zbyt strojnej dla europejskiego umiarkowania. I zjawisko ciekawe, powinno zafunkcjonować w literaturze fachowej jako "turecki poliglotyzm". Handlarz Turek zna blisko 17 języków świata, potrafi rozpoznać 31 tylko podsłuchując konwersację. W tych 17 zaś liczy, wita się i wyznaje miłość.

Układ mniej symetryczny, choć też kolorowy, to tureckie kulinaria. Ciekawostką jest kebab, z nazwy tylko, w kształcie zaś niczym nie różniący się od sznycla. Ponadto zawiesisty hummus o konsystencji gleby, strzępiel z migdałami szczelnie owinięty w papierowy papilot i feeria dań w przydrożnej tureckiej knajpce. Smaki nie są silnie orientalne, nie czuć korzeni, a przy tym intensywnością i kontrastem barw różnią się od dań bardziej stonowanej Europy. Zwłaszcza taka baklava, nieprzejadalna, przesączona słodyczą miodu i orzechów.

Jednak dopiero wieczorny spacer po tłocznych o tej porze uliczkach Stambułu sprawił, że dostąpiłam meta-kalejdoskopowego widoku. Ulica, którą szłam, podobnie jak większość, zastawiona była stolikami, przy których głośno biesiadowali mieszkańcy miasta. Nagle dało się wyczuć jakieś poruszenie, jakby burza nadciągała. Wszyscy zerwali się z miejsc, kelnerzy z błyskawicznym tempie zebrali stoły i krzesła, wstawili do środka, ludzie schowali się w zadaszonej części lokalu. Kalejdoskop się obrócił - nagle ulica stała się pusta, wszyscy wstrzymali oddechy. Z drugiej strony nadeszła kontrola służb porządkowych - widać biesiadowanie pod gołym niebem jest w Stambule obłożone pewnymi restrykcjami. 

W tym całym zamieszaniu, ktoś potrącił mnie w ramię, tuba szkiełek spadła i się rozbiła.
Jaki układ teraz widzicie?

Post opublikowany na:

niedziela, 25 września 2011

Orhan Pamuk, "Stambuł"

z książki Pamuka bije tęsknota podwójna: po pierwsze, za czasami Imperium Ottomańskiego, których nie dane mu było poznać osobiście, a jedynie z relacji europejskich podróżników, po drugie - za tymiże podróżnikami, a konkretniej za kulturą, którą reprezentowali. Stambuł. Wspomnienia i miasto to próba opisania tureckiej metropolii jednocześnie z dwóch perspektyw: zewnętrznej i wewnętrznej. przywołując teksty francuskich czy angielskich globetrotterów poświęcone Stambułowi, czy obrazy Mellinga dopuszcza do głosu "obcego". przez jego słowa przebija ogromna sympatia, dla tych którzy Stambuł odwiedzili i pozostawili po sobie spisane/wymalowane wspomnienia. zwłaszcza, że podobnych tekstów autorstwa miejscowych pisarzy nie sposób uświadczyć. Pamuk postanawia więc nadrobić to, co jeszcze nie do końca stracone. podejmuje się roli miejskiego kronikarza, to rola dla niego wymarzona, wszak spędził tu całe swoje życie. zbiera tureckie smaczki, gawędzi, przetyka to własnymi wspomnieniami. zapadają w pamięć zwłaszcza jego wyprawy nad Bosfor i rytuał liczenia nadpływających statków. naśladuje trochę europejskiego miejskiego spacerowicza, flaneura, kiedy tak spaceruje bez celu po najbardziej peryferyjnych zakątkach miasta, kolekcjonując obrazy i obserwacje.

Melling, Pałac Sułtana

ciekawe są zwłaszcza uwagi Pamuka na temat hunzun - specyficznie tureckiej czy raczej stambulskiej odmiany melancholii. trochę kłócą się one z potocznym obrazem Turcji jako kraju słonecznego, jasnego. podobno tę melancholię odczuwają i zauważają w krajobrazie miasta wyłącznie miejscowi. a może faktycznie było coś w tym wietrze z nagła się zrywającym? trzeba wierzyć na słowo, poza tym trudno wyobrazić sobie flaneura nie chorującego na melancholię.


Stambuł. Wspomnienia i miasto
Orhan Pamuk
Wydawnictwo Literackie
2008

czwartek, 2 czerwca 2011

podróż re-kreacyjna


 


wyobraź sobie taką oto podróż: siedzisz w pociągu przy oknie, za szybą zmieniający się krajobraz, pozornie neutralny. wyjeżdżasz z miasta A do miasta B - oba niepozbawione są dla ciebie osobistego znaczenia. już kiedyś podobną podróż przeżyłeś, tylko wtedy była ona dłuższa, była jakby procesem, powolną przeprowadzką z jednego miejsca do drugiego. a teraz pospiesznie. zatem siedzisz przy oknie, obserwujesz. elementy krajobrazu widziane przez szybę zdają się jakoś na ciebie oddziaływać, przywołują nieostre wspomnienia, silne, aż to granic uobecnienia dawnych odczuć, emocji. podróż staje się jakby ponownym odtworzeniem tamtego procesu przemiany, re-kreacją ale w zmienionym kontekście, wzbogaconą o perspektywę dnia dzisiejszego. te dwa czasy: czas podróży i czas przemiany - choć niewspółmiernej długości - są wobec siebie równoległe. podporządkowują się hegemonii miejsc-znaków. w ich zderzeniu rodzi się jeszcze jeden wymiar, organizacja naddana, wytworzona w wyniku wzajemnego splatania się czasów, które schwytano w sieć znaków.

jeśli trudno jest ci wyobrazić sobie podróż, pomyśl o spacerze. mapa miasta z naniesioną na nią siatką punktów znaczących, nośników zdarzeń przeszłych. szlak można wyznaczać sobie dowolnie, komponować re-kreację bez przestrzegania przestrzennej chronologii. tak jest jeszcze ciekawiej.